Spadają liście i jest nieco mgliście. Taka jesienna aura.
Plan mieliśmy dobry – wyjechać choć na chwilę i od tej aury uciec. Wyszło jak zawsze. Zastanawiam się nad wprowadzeniem na blogu tagów #wdeszczu oraz #taprognozatochybażart. O wyjeździe do Włoch będzie w następnym odcinku.
Lot mieliśmy ze stolicy. Spakowaliśmy słoiki i pojechaliśmy do Warszawy odwiedzić rodzinę. Spakowaliśmy rodzinę i pojechaliśmy do Warszawy odwiedzić słoiki. Spakowaliśmy Warszawę i pojechaliśmy do rodziny odwiedzić słoiki? Coś takiego.
Podobno w Warszawie jest co zwiedzać, podobno jest kilka miejsc, w których warto zjeść. Podobno. Nam kolejny raz udało się odwiedzić tylko Łazienki i Prasowego. Może w przyszłe wakacje? Czekamy na zaproszenia!
W Łazienkach spotkaliśmy wiewiórki, które były zachwycone naszym wózkiem do biegania X-lander X-Run. Jedna nawet nam sprawdziła ciśnienie w oponach, po czym pomachała łapką i życzyła szerokiej drogi. Urocze.
Mieliśmy też do pogadania z jednym konsulem i to nam się udało! Tak naprawdę, wizy nam załatwił Olko zwany tam so cute.
Korzystając z okazji, odwiedziliśmy też rodzinę po drugiej stronie Wisły. Czas leci, dzieci rosną. Gdybyście dziewczynki za parę lat potrzebowały fotografa modowego, pamiętajcie o Luizie!
Już w Poznaniu, na jednym ze spacerów spotkaliśmy morsa patriotę. Morsa, bo kąpał się w zimnej wodzie. Patriotę, bo gdy wyszedł to okazało się, że przybrał barwy naszej flagi – z granicą między krwistą czerwienią, a trupią czystą bielą na szyi. Zdjęcia nie ma, pan biegł za szybko. Dobra zmiana, jak nic!
Na innym spacerze, tuż pod domem, trafiliśmy do Narnii. Co też na tym Batorego się nie znajdzie!
Polecane wpisy