Po paru godzinach Olko się urodził i nic już nie miało być takie jak wcześniej.
Potem strefa zmian, przebieranie, rower pod pachę i dalej. Już przy dojściu na start etapu rowerowego okazało się, że kibicom zależy bardziej niż mi Dalej, dalej, na wczasach tu nie jesteś!. Przyśpieszyłem więc i wsiadłem na mój pożyczony, profesjonalny rower, który nadawał mi poważnego wyglądu. Wszystko szło świetnie, aż do pierwszego podjazdu. Wcale nie, że kondycja słaba, że inni szybsi, czy coś. Patrzę na tę kierownicę i patrzę, macam, szukam, dotykam. Jak byk są cyferki, znaczy, że są przerzutki, ale gdzie jest jakiś przełącznik? Na prędce opracowałem plan i uważnie przyglądałem się wyprzedzającym mnie zawodnikom, którzy wiedzą gdzie zmieniać przerzutki (a właściwie przyglądałem się ich kierownicom). Jest, no to szybko! Kolego, powiedz mi tylko, jak się tu zmienia przerzutki?. Kolega zdębiał, ale odpowiedział. W nagrodę będzie miał co opowiadać na rodzinnych imprezach. Jadę więc dalej, zmieniam przerzutki jak szalony, tylko nie bardzo wiem, czy daleko jeszcze. Owszem, mój rower jest wyposażony w licznik, ale pokazujący jak zakłęty 0km. Wtedy zobaczyłem Anię, z którą zawarliśmy nić porozumienia już przy przebieraniu w strefie zmian. Minąłem jeszcze gościa, który wołał do mnie Stary, pod wiatr to powinno być zakazane i już końcówka etapu. Przejechałem rondo, tory tramwajowe i wpadłem w dziurę wielkości dużego żółwia. Tuż za dziurą, na poboczu inny zawodnik zmieniał oponę, a mi było go żal. Ale zaraz, zaraz – dlaczego mi rower nie jedzie? Od tego momentu żal mi było siebie i mojej opony. Panie, daleko do mety?, A niedaleko. Po takiej precyzyjnej informacji uzyskanej od wolontariusza pognałem dalej na obręczy.
Został więc już tylko bieg. Wszystko było świetnie, tylko trochę mi się nudziło. Zacząłem robić sobie zdjęcia i wysyłać do żony. Jeden z kibiców (tych bardziej zaangażowanych niż ja) wołał do mnie A co to za telefon!?. Na końcu języka już miałem iphone 4, ale się zawstydziłem i nic nie powiedziałem. Później, gdy doszedłem już do etapu rozmów telefonicznych inni kibice się śmiali, że dzwonię do żony, że ma obiad wstawiać. Takie wesołki. Wtedy dobiegła do mnie Ania i ostatnie kilometry spędziłem na miłej rozmowie. Dziękuję, Aniu. Na mecie czekała na mnie rodzina, medal i chwała.
Polecane wpisy