Samo miasto Kashan niczym nowym nas nie zaskoczyło. Może „gąsienicowy” bazar bez odnóg był wyjątkowy, szczególnie gdy się przypadkiem wysiadło nie z tej strony co się planowało i trzeba było przejść cały wzdłuż.
Ugoszczeni byliśmy znów po królewsku, tym razem przez Mohameda i jego rodzinę. Atrakcją wieczoru był, także tu goszczony, Argentyńczyk Hernan, który przyjechał na rowerze. Z Londynu.
Po drodze do Abyaneh atrakcją jest przejazd obok terenów, gdzie jest realizowany irański program atomowy. Oprócz wielkiego wału zasłaniającego prawie wszystko, widać tylko dziesiątki wież strażniczych i dziesiątki, przygotowanych do działania, stanowisk artylerii przeciwlotniczej.
Sam program atomowy istnieje i nikt nie ma co do tego wątpliwości. Zdania są podzielone jednak jeśli chodzi o jego cel. Z naszej ankiety przeprowadzonej wśród Irańczyków wyszło, że równo połowa uważa, że budują elektrownię, a połowa, że bombę.
Kwestia bomby wg. nich wygląda następująco: wszystkie kraje sąsiadujące bombę atomową mają (przynajmniej pośrednio), tylko my nie mamy, więc się boimy. Izrael bez przerwy grozi atakiem, nam nikt nie pomoże, więc powinniśmy sobie taką bombę sprawić. Chcemy, żeby nasz [wspaniały] kraj był niepodległy i niezależny od innych. Z drugiej jednak strony, żadna z osób, z którymi rozmawialiśmy nie wierzy ani trochę w izraelski atak.
– Jeżeli jednak budujecie tylko elektrownię, to dlaczego nie wpuścicie międzynarodowych obserwatorów, żeby mieć spokój? – A czy widzieliście jakichkolwiek obserwatorów w instalacjach innego kraju? No i trudno się z takim rozumowaniem nie zgodzić…
Abyaneh, położone jakieś 50km od Kashan, miało być „najpiękniejszą wioską Iranu”. „Wyjątkowa architektura” nie zrobiła na nas jednak specjalnego wrażenia. Co innego klimat, w końcu byliśmy w miejscu gdzie nie trzeba się cały czas chować przed słońcem i można normalnie funkcjonować. Wioska położona jest w górach i temperatury dochodzą latem do 25 stopni.
Polecane wpisy