Do Wagadugu (dla przyjaciół Ouaga) dotarliśmy w środku nocy, więc dopiero rano zobaczyliśmy prawdziwą Afrykę: kolorowo ubranych ludzi, roześmiane dzieci, setki motorów i rowerów – ulice tętniące życiem. Tuż pod drzwiami hotelu rozpoczynał się bazar, ale wygląda na to, że jest tak tutaj na co drugiej ulicy.
Wagadugu nie jest jednym z najciekawszych miast na świecie, więc od razu, wszyscy w czwórkę (razem ze Stanem i Pawłem ze Stambułu) postanowiliśmy jechać na zachód. Okazało się, że nie będzie to takie proste bo „jest niedziela, wszyscy są w drodze” i nie ma już biletów u żadnego z popularnych przewoźników (naszym faworytem jest „Rakieta”!). Trafiliśmy na dworzec STAF, gdzie dostaliśmy bilety. W jednym autobusie jest prawie 65 siedzeń – po pięć w każdym rzędzie, a kierowca jechał tak szybko, że po chwili pół autobusu zwracało mu uwagę gwiżdżąc i pokrzykując. Dojechaliśmy do Bobo-Dioulasso (dla przyjaciół Bobo) jednak w całości, a on zdążył na mecz.
Czekając na odjazd zjedliśmy obiad w restauracji poleconej przez kogoś z ulicy.
Dlaczego Burkina Faso? Są dwa powody, które razem sprawiły, że znów nie będziemy pływać z rybkami. Pierwszy z nich to to, że bardzo chcieliśmy jechać do Afryki, a trafiła się świetna promocja Turkish Airlines z okazji otwarcia nowych połączeń do Afryki. Dostępne były tanie bilety do kilku krajów, w tym do Burkina. Drugim powodem był Diego, nasz znajomy, który w tej chwili pracuje na wolontariacie w wiosce niedaleko stolicy. Była to świetna okazja, żeby się z nim spotkać i zobaczyć zupełnie nieturystyczną stronę tego kraju. Drugiej takiej szansy już mogło by nie być.
Bonjour Ouagadougou! Dzień dobry Wagadugu!
poprzedni wpis
Pomiędzy Europą a Azją (w drodze do Afryki)
2 komentarze
21 lutego 2013 at 17:48
Zdjęcia są tak piękne, że aż zapierają dech w piersiach. Przede wszystkim pokazują życie zwykłych mieszkańców. :)
Pozdrawiam
21 lutego 2013 at 19:56
Dzięki!:)
Polecane wpisy