W drugim tygodniu pracowakacji i naszego cyfrowego nomadowania przenieśliśmy się do kolejnego „resortu”, tym razem na północ wyspy. Tym razem wokół było kilka sklepów, salon masażu, a nawet pizzeria prowadzona przez emerytowanego Niemca. Nie było za to działającej łazienki w pokojach, wszystkich belek w suficie nad łóżkiem, a z klimatyzacji rozchodził się zapach stęchlizny i pleśni. Znów więc całą wesołą ekipą przenieśliśmy się, tym razem w sam środek turystycznego chaosu. Znad basenu w naszym nowym hotelu widzieliśmy Wielkiego Buddę z Wat Phra Yai Ko Fan, która była tuż obok.
Bartosz pracował mocząc nogi w wodzie basenu, Olko całe dnie ćwiczył pływanie lub wymyślał coraz to nowe wodne zabawy, Franio (niezmiennie) próbował zjeść wszystko co spotka na swojej drodze uśmiechając się przy tym do każdego, a ja, pilnując tego całego bałaganu, próbowałam się zrelaksować.
W drugim tygodniu też, wybraliśmy się wszyscy na wycieczkę do pobliskiego parku narodowego Ang Thong National Park.
Na łodzi było leniwie i sennie. Turkusowe fale rytmicznie obijały się o burtę, a my próbowaliśmy nie zasnąć by pilnować naszych nieśpiących dzieci.
A potem, trafiliśmy w sam środek zielonego, rajskiego kawałka lądu. Na wyspie wytyczono pięćset metrowy szlak pod górę, wśród bananowców, cykad i gęstych lian. Na samym początku ścieżki siedziała małpa, a jej ogon zwisał tak, że gdybyśmy chcieli moglibyśmy go swobodnie dotknąć. Siedziała i patrzyła, tak jakbyśmy to my byli gośćmi w jej domu i nieco zaklócali jej przedpołudniowy relaks.
INFORMACJE PRAKTYCZNE: Resortu z pierwszej przeprowadzki prowadzonego przez Rosjan bardzo nie polecamy. Za to polecamy pierwszy – Easy Time Resort oraz ten trzeci: Sasitara Thai Villas. Do Ang Thong National Park rejsy odbywając się kilka razy dziennie.
Polecane wpisy