Przy drodze rośnie mango, a my zbieramy owoce, które właśnie spadły. Mango jemy na kolację. Olko nam pokazuje bananowca, jak rośnie ananas i migdały spod migdałowca na plaży. Słońce świeci nawet trochę zbyt mocno, a wokół domu pachną kwiaty plumerii.
Ale co my w ogóle robimy tutaj, na jednej z najbardziej turystycznych wyspy Tajlandii? Po pierwsze, mieszkamy przy pustej i dzikiej plaży, a jedyne na co musimy uważać to, żeby kokos nie spadł nam na głowę. W naszej wiosce pieją kury, pasą się krowy, a najbliższy sklep jest 20 min drogi pieszo. A po drugie, korzystamy ze sprawdzonego układu, czyli praca zdalna. Ale różnica jest taka (oprócz jednego dziecka więcej), że nie jesteśmy tu sami! To Slowhop zaprosił swoich pracowników z rodzinami na pracowakacje, a skoro zapraszają tacy fajni ludzie w takie fajne miejsce, to nie można było nie pojechać, prawda?
No więc jesteśmy tutaj, pośród palm kokosowych, pośród szumu fal i pośród słodko ostrego zapachu pad thaia. Błogość to nie jest dobre słowo gdy ma się w okół siebie dwójkę małych dzieci. Gdyby nie oni, pewnie cale dnie spacerowałabym, wdychając mocny zapach morza i spełnionych marzeń. W naszym przypadku, cale dnie kombinowałam jak jednocześnie bawić się w strażaka, gotować zupę z suchych liści, karmić małego ssaka i łapać go przed kolejnymi upadkami.
Polecane wpisy