Kwiecień plecień bo przeplata, trochę domu trochę świata!
Tą uroczą rymowanką witamy Państwa po długiej przerwie. Wcale nie zginęliśmy, nie połknął nas wieloryb, to też nie Katar. Po prostu prowadziliśmy zwykłe życie, jakie prowadzą miliony Polaków między listopadem a marcem. No może między grudniem a marcem, bo emigracja listopadowa to nie jest typowy polski zwyczaj.
Jak nam się od czasu do czasu zdarza, pojechaliśmy do Wrocławia na festiwal Równoleżnik Zero, gdzie tym razem opowiadaliśmy o naszym wyjeździe do Meksyku. Korzystając z okazji pospacerowaliśmy po starówce, zjedliśmy pad-thaia w Tajfunie (po którym Olcio, jako prawdziwy Poznaniak, krzyknął głośno „teraz sernik!”) i lody w polecanej lodziarni, której tak daleko do naszej Kolorowej, że nawet nie zapamiętałem jej nazwy. Pamiętajcie, jak na lody, to tylko do Poznania.
Odwiedziliśmy też zoo. Nie ma co dużo opowiadać, całą wycieczkę i tym razem wygrał Olo. Weszliśmy właśnie do tego słynnego podwodnego tunelu, o którym marzy każda instagramerka, a mały człowiek krzyknął: „O płaszczka! Jadłem płaszczkę”. I co dziecku powiedzieć? Co powiedzieć innym gościom? Prawda, jadł płaszczkę.
Z ciekawostek. Jeśli z zoo wyjdziecie przez bramę za waranem z Komodo – eh, podlinkowałbym, ale nie ma jeszcze wpisu :( – to możecie wsiąść na statek i popłynąć do centrum. Jeśli to jednak dla Was zbyt mainstreamowe, to alternatywnie możecie część trasy powrotnej pokonać kolejką linową (serio!).
Rok w rok, obchodzimy też Wielkanoc. Tu może warto wspomnieć, że Luizy fotoreportaż z drogi krzyżowej w Meksyku został opublikowany w Misyjnych Drogach. Poza tym obchody przebiegły tradycyjnie, jajka, święconka, wejście w skarpetkach do jeziora. Takimi błahostkami jak ta ostatnia nie przejmujemy się mniej więcej od czasu gdy usłyszeliśmy odbierając Ola z leśnego przedszkola, że usiadł w rzece (!). Tak, nasze dziecko jest już takie duże, że chodzi do przedszkola. A jeszcze niedawno czworakował po pustyni, chlip, chlip. Czas leci nieubłaganie, a jeśli jeszcze nie macie dzieci, to nawet tego nie zauważacie. A już nie jesteśmy wszyscy tacy młodzi, tacy młodzi…
„Gdy byliśmy w Meksyku dużo myśleliśmy o tym, jak byśmy chcieli, żeby wyglądało nasze życie i co możemy zrobić, żeby to osiągnąć. Z rozmachem nakreśliliśmy plan nazwany roboczo „Życie 2.0” i jak tylko wróciliśmy do domu zabraliśmy się do roboty. Punkt pierwszy – znaleźć zdalną pracę – wykonano!”
Tak pisaliśmy półtora roku temu i ten plan i to co dzięki niemu osiągnęliśmy okazał się strzałem w dziesiątkę. Czas jednak mija i okazało się, że potrzebujemy zmiany, że trochę się zmieniliśmy (a trochę jednak zawsze będziemy tacy jak w Meksyku), że zmieniło się otoczenie, że 2.0 już się trochę wypaliło. Niektóre zmiany są planowane od dawna, a do niektórych trzeba spalić jakiś most, albo po prostu odebrać telefon i powiedzieć ok. Wygląda na to, że rozpoczynamy Życie 3.0, trzymajcie kciuki i do zobaczenia w następnym odcinku!
Polecane wpisy