To był maj, pachniała Saska Kępa, a my w rytm tej znanej piosenki o jet-lagu (i noc się stawała dniem lalala) wylądowaliśmy z powrotem w Polsce i zakwaterowaliśmy się właśnie na tej Saskiej Kępie u cioci Weroniki na dwa dni. Pogoda tam była nieco bardziej rześka niż w Indonezji, czy Katarze, ale szoku termicznego nie przeżyliśmy. Dziwiły nas tylko nieco ostrzeżenia o upałach, gdy powietrze było tak przyjemnie chłodne.
Polecane wpisy