Zaczynamy normalnie: czyli popołudniowe wypady nad jezioro Strzeszyńskie (tak nam się spodobało w maju, że o innych jeziorach nawet nie myśleliśmy), koncerty na Malcie (dla odmiany, tu nam się bardziej podobało w zeszłym roku), odwiedzanie miejskich plaż i Kontenerów, a czasem nawet wycieczki na longboardzie.
Kontynuujemy zmieniając na chwilę temat: Nie samym miastem jednak człowiek żyje, zdarzyło nam się też wyjechać na wieś (do rodziców L), gdzie powietrze świeższe, a woda w jeziorze bardziej przejrzysta. Żeby nie było, zasięg tam słabszy.
A teraz gwóźdź programu: czyli wakacje na Śródce! Tak się nam złożyło, że na dwa tygodnie zamieszkaliśmy w tej najbadziej stylowej i pożądanej części Poznania. Można by rzec, że mieszkał z nami kot, ale nie. To my mieszkaliśmy z kotem. Jak to się ładnie mówi – „house sitting” (bo „siedzenie w domu” brzmi słabo). Korzystając z okazji postanowiliśmy się trochę polansować i sprawdzić miejscowe restauracje. W krótkich słowach: pad thai w Raju, kuchnia bliskowschodnia w Hum Hum, wielkopolska w Hyćce i pierogi Na Winklu. To wszystko trzy kroki od domu. Sam sobie zazdroszczę, jak wspominam. Niedługo napiszemy więcej o jedzeniu na Śródce, inshallah.
Tam też mieszkając trafiliśmy do kawiarni na dachu na poznańskiej starówce. Jak to można człowieka zaskoczyć w jego własnym mieście!
W międzyczasie odbyła się pierwsza poważna uroczystość Aleksandra.
I czas na reklamę: W wiosce norweskiej (niedaleko Poznania!)* Książę z Bajki i księżniczka Elsa wyprawili wesele, przyjechało mnówstwo gości, przybiegły renifery i kucyki, a zabawa trwała do samego rana! My robiliśmy tam zdjęcia, Luiza sześćset, ja dwa, a Olko zero – tylko dziewczyny podrywał.
Więcej zdjęć możecie zobaczyć tutaj, a jak byście chcieli podobne, to zapraszamy na stosikturek.com!
* To prawie tak dobre jak poznać się w Wenecji (niedaleko Żnina)!
Jeszcze zapowiedź kolejnego odcinka: we wrześniu byliśmy też na ekspedycji w Norwegii.
I napisy końcowe:
zdjęcia – Luiza
tekst – Bartek
Polecane wpisy