W Polsce zimno i ciemno, więc tradycyjnie postanowiliśmy choć kawałek zimy przeżyć w ciepłych krajach.
Miało być inaczej niż zwykle. Po wyjątkowo intensywnym czasie w Polsce chcieliśmy tylko odpocząć i w spokoju pozbierać myśli i siebie. Zarezerwowany nocleg, ogarnięte jedzenie. Żadnego spania w samochodzie i supermarketów.
Ledwo wyjechaliśmy z lotniska, zobaczyliśmy fale roztrzaskujące się o skalisty brzeg, kawałek dalej stożki wulkanów. Wszędzie otaczała nas kolorowa pustynia i niezwykle sielska atmosfera. Tyle więc było z naszych planów. Choć baza hotelowa została (co wyszło nam na dobre!), to wyjazd przybrał formę typowego dla nas road trip’a.
INFORMACJE PRAKTYCZNE: Na Fuerteventurę najłatwiej dostać się samolotem (Ryanair z Modlina lub loty czarterowe z biur podróży). Lot trwa około 5,5 godziny.
Nocowaliśmy w Origo Mare, dużym hotelu stworzonym w formie miasteczka – goście mieszkają w domach, a nie w typowych pokojach. W każdym domku jest kuchnia, taras itp. Wifi darmowe, dostępne w części wspólnej hotelu (recepcja, restauracja, siłownia itp.). Hotel znajduje się na samej północy wyspy, kilka kilometrów od Lajares. Jeżeli chcecie zwiedzać wyspę, dobrym pomysłem będzie wypożyczenie samochodu. Miejsce gorąco polecamy i dziękujemy za zaproszenie.
Po wyspie najwygodniej poruszać się samochodem. Ceny zaczynają się od 30-35€ za dobę. Trzeba zwrócić uwagę na to, że chyba wszystkie wypożyczalnie nie pozwalają na jeżdżenie po drogach nieasfaltowych (nie obowiązuje ubezpieczenie). My jeździliśmy autem (nowy, ładny VW Polo) z polskiej wypożyczalni Fuerte Turismo, polecamy. Paliwo kosztuje około 0,75€ za litr.
Proces wytwarzania sera oglądaliśmy w La Quesería Villa koło Betancurii. Punkt widokowy ze zdjęć z szerokim widokiem to Mirador De Morro Velosa (miejsce pełne zorganizowanych wycieczek, ale widok przedni). Surferski koncert i cowieczorna imprezka w barze Canela w Lajares.
Polecane wpisy