Pisaliśmy na facebooku, że na rocznicę ślubu dostałam bagietkę. Trochę to nieprawda bo dostałam nie jedną. I nie tylko bagietkę bo croissanta z migdałami i naleśnika z kremem kasztanowym też. Choć to prawda, przez 3 dni w Paryżu jedliśmy głównie bagietki.
Spacery po Montmartre i piknik pod wieżą Eiffla – Paryż to chyba jedyne takie miejsce które wraz z przypływem rzeki turystów nie traci na atrakcyjności. Deszcz dodaje mu uroku, a długie, nocne spacery pobudzają wyobraźnię. Nowe pokolenie bardzo się stara dorównać bohemie lat 20, więc stoją w oparach dymu i w rękach trzymają otwarte butelki białego wina czekając na spektakl pod Théâtre du Bonheur. Imigranci w ciągu dnia, sprzedają miniaturki wieży Eiffla, a wieczorami butelki szampana i jednorazowe kieliszki. Pod Sacre Coeur menu jest bardziej swojskie, bo sprzedaje się wielopaki piwa i siedzi się na trawie, a nie na czerwonym kocu.
Nie wie tu nikt, jakie były te dni…
INFORMACJE PRAKTYCZNE: Rogala z migdałami (croissant aux amandes) jedliśmy w cukierni Regis Colin, falafel w dzielnicy żydowskiej, a tam w L’As du Fallfel, zresztą, kolejkę widać z daleka. Makaron jedliśmy w „naszym” uroczym mieszkanku na Montmartre z Airbnb. Mona Lisy nie oglądaliśmy, byliśmy za to w muzeum d’Orsay i polecamy bardzo.
Jeśli chcecie poczuć klimat Montmartre to polecamy Théâtre du Bonheur: mini teatr z codziennymi koncertami i spektaklami; biletów nie ma, można wrzucić coś dla artystów do kapelusza.
Polecane wpisy