Na długi weekend pojechaliśmy nad morze, ale nikomu o tym nie powiedzieliśmy. Aż do teraz, wydało się. Wiało, a my spacerowaliśmy opatuleni jak na Islandii. Znaleźliśmy w piasku klucze i powiesiliśmy je na płocie, ze wszystkich wydarzeń, które miały tam miejsce to było najbardziej medialne.
Miesiąc minął nad wyraz szybko i gdyby nie wyjazd na Maltę (nie, nie tą poznańską, stary żart) to zostałby zapamiętany jako miesiąc portretów rodzinnych i objadania się pysznościami (dzięki konsumpcjonizmowi łatwiej trwać w jednym miejscu).
Kupiliśmy buty do biegania, to zobowiązuje. I deskorolkę (nie mówcie nikomu, ale w Biedronce). Niestety okazało się, że nasze osiedle nie jest deskorolka-friendly, bo panowie od bruku zoptymalizowali ilość wykorzystanych kostek wyznaczając maksymalną możliwą szerokość przerw między nimi. Oszczędnością i pracą ludzie się bogacą.
Żeby nie było, że jesteśmy niesympatyczni i nieaktywni w blogosferze, spotkaliśmy się z poznańskimi blogerami. Umówiliśmy się na grilla na czerwiec nad Wartę, choć to takie mainstream’owe miejsce. Rozważenie problemu wyznaczenia terminu spotkania osób, które ciągle gdzieś wyjeżdżają zostawimy jako ćwiczenie dla czytelnika.
Taki był maj 2015 roku.
Polecane wpisy