Po tym jak kupiliśmy bilety do Polski z przesiadką w Maladze, przez kilka dni planowaliśmy nasz pobyt tam by ostatecznie, dając się skusić promocji, wypożyczyć auto i pojechać do Portugalii. I znowu daliśmy się oczarować wyjątkowemu urokowi tamtejszych wiosek i miasteczek.
Zatrzymujemy się chwilę na słynnych plażach Três Irmãos i Dona Ana które o tej porze roku są zupełnie puste, a potem jedziemy w kierunku Sagres i przylądka São Vicente, najbardziej na południowy zachód wysuniętego krańca Europy. Wiatr szarpie włosy, ale i tak spokój tego miejsca jest kojący. Drugie śniadanie jemy pod łukami skalnymi plaży Beliche – jesteśmy tylko my, ślady naszych stóp na piasku i szum fal; chyba bardziej niż kiedykolwiek przedtem próbujemy nacieszyć się słońcem na zapas. W Burgau niespiesznie zaglądamy w puste uliczki, głaszczemy koty i o 16 oglądamy jak słońce chowa się za skałami.
W Algarve zatrzymaliśmy się niedaleko Sagres w Good Feeling Hostel. Miejsce bardzo miłe, o typowo surferskim klimacie. Właściciele organizują wycieczki i atrakcje (nie tylko surfingowe), wśród nich „Stand Up Paddle Trip”, na który kiedyś na pewno wrócimy :) Polecamy gorąco!
Polecane wpisy