Rok 2006. Luiza właśnie zdała maturę, zaplanowaliśmy podróż i kupiliśmy nasz pierwszy bilet bez daty powrotu. Po przejściu Camino de Santiago, włóczyliśmy się przez jakieś dwa tygodnie po Galicji. Planowaliśmy dojechać stopem do Fisterry – miasteczka, gdzie kiedyś kończył się świat, ale rodzina, z którą mieliśmy podjechać tylko kawałek zaproponowała nam, żebyśmy pojechali do Muxii, bo tam jest “fiesta”.
Fiesta przerosła nasze najbardziej śmiałe oczekiwania. Mała wioska stała się sceną dla wielkiej zabawy, która toczyła się we wszystkich uliczkach, na plażach i w każdym miejscu, zupełnie niezależenie od oficjalnego programu religijnego święta. Jako baza gastronomiczna służyły dwa supermarkety i bagażniki samochodów, a jako noclegowa pole, na którym pozwolono rozbijać namioty. Właśnie na to pole “namiotowe” ostatecznie trafiliśmy, gdy okazało się, że jedyne schronisko dla pielgrzymów jest zamknięte z powodu fiesty, a nieliczne inne możliwości noclegowe są zajęte. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie jedno “ale”: nie mieliśmy namiotu! A w nocy padał deszcz…
Rok 2014. Znów jesteśmy w Galicji, więc stwierdziliśmy, że musimy koniecznie pojechać na fiestę do Muxii! Tym razem z namiotem! Starym zwyczajem zaczęliśmy od kupienia prowiantu w supermarkecie i poszukania miejsca na namiot. Rozłożyliśmy się tuż przy plaży, z widokiem.
Niby wszystko było tak samo, ale jednak trochę inaczej. Namioty stały wszędzie, w centrum, na plaży i w każdym wolnym miejscu. Przy głównej ulicy dziesiątki budek z jedzeniem, straganów z pamiątkami i wszystkim innym co da się przy takiej okazji sprzedać. Niedaleko jednej z trzech scen wesołe miasteczko dla dzieci. Krótko mówiąc impreza nieco się ucywilizowała, ale jej charakter się nie zmienił.
Zadowoleni z tego, że tym razem mamy namiot poszliśmy spać. Nad ranem jednak nasze zadowolenie zaczęły burzyć krople deszczu spadające na nasze czoła. Chwilę potem miejsce zadowolenia zajęło niedowierzanie, by po paru minutach, gdy już leżeliśmy w kałuży i skupialiśmy się na ratowaniu telefonów i aparatów, ustąpić miejsca zażenowaniu. Wygląda na to, że nasz dzielny namiocik, kupiony w supermarkecie w Ekwadorze, który zaliczył takie miejscówki jak playa Garrapatero, playa Ancón, czy Park Tayrona, ostatecznie powiedział “dość”…
Wzeszło słońce, rozpocząć się dzień, a my poszliśmy do sanktuarium, które jest pierwotnym powodem świętowania w Muxii. Romería de Nuestra Señora de la Barca de Muxía, bo tak właściwie nazywa się ta fiesta to najważniejsze obchody religijne na Costa da Morte. Ich tradycja sięga XI wieku i łączy elementy kultu maryjnego z tradycjami pogańskimi. Najważniejszym elementem świętowania jest procesja z figurą Matki Boskiej “statkowej”, a celtycka tradycja przejawia się w masowym przechodzeniu pod skałą Piedra dos Cadrís, co ma mieć właściwości uzdrawiające.
Świętowanie odbywa się co roku w pierwszą niedzielę po ósmym września.
Polecane wpisy