Wraz z odwiedzeniem Dalvík i festiwalu ryby spełniły się nasze oczekiwania co do północy Islandii. Po cichu marzyliśmy o tym by jechać dalej, a najlepiej by jechać przez interior, ale nie tylko nasz rower się do tego nie nadawał, ale też pogoda wcale się nie poprawiała; przeciwnie, z każdym dniem chmury ciemniały bardziej, a wiatr był jeszcze silniejszy.Ciemno, zimno i do domu daleko, dalsza jazda nie miała więc już sensu. Nasze wątpliwości rozwiał mail, w którym firma autobusowa Sterna zaproponowała nam transport przez interior w stronę Reykjaviku. Niespodziewanie więc mieliśmy zobaczyć to co niedostępne dla takich wielkich rowerów jak nasz Wiking – wnętrze wyspy.
„Ach to państwo z tandemem, proszę bardzo, tu jest specjalne miejsce na Wikinga”, i pojechaliśmy. Strasznie nas wytrzęsło, ale w ekspresowym tempie zwiedziliśmy gorące źródła Hveravellir, pięknego koloru pasmo Kerlingafjöll i wodospad Gulfoss, czyli wszystkie folderowe perełki interioru.
Choć autobusem mogliśmy jeszcze tego samego dnia dojechać do Reykjaviku, zdecydowaliśmy się zakończyć swoją autobusową przygodę i wysiedliśmy przy Geysirze. To właśnie tę jego nazwę własną wykorzystuje się do określania wszystkich gejzerów.
Geysir nie wybucha już tak często jak kiedyś, ale za to nadrabia jego mniejszy brat – Strokkur, który swoimi regularnymi wybuchami co kilka minut przynosi wielką radość tysiącom odwiedzających. W ułamku sekundy na powierzchni tworzy się bąbel, by tuż potem wyrzucić z głębi ziemi, z potężną siłą słup wody na wysokość kilkunastu metrów.
Noc spędziliśmy przy pastwisku koni, które gdyby tylko mogły, z ciekawości włożyłyby łby wprost do naszego namiotu.
Następnego dnia Bartek miał urodziny, a Islandia, jakby pod wpływem magii, sprezentowała nam piękną pogodę i do namiotu rankiem zajrzało słońce. Znowu przypomnieliśmy sobie jak to jest cieszyć się z pustej drogi, którą ma się przed sobą i śpiewać ze szczęścia jadąc przed siebie.
Po kilkunastu kilometrach dojechaliśmy do jeziora Laugarvatn. Według legend, około 1000 lat temu, gdy Islandia przyjmowała chrześcijaństwo, wodzowie nie chcieli być chrzczeni w zimnych wodach jeziora Þingvellir, gdzie tradycyjnie zbierał się islandzki parlament. Zamiast tego wybrali właśnie to jezioro z jego naturalnymi gorącymi źródłami. Na chwilę zatrzymaliśmy się w Laugarvatn Fontana, kompleksie łaźni geotermalnych nad jeziorem, by wymoczyć się w gorących basenach i powystawiać twarze do słońca.
Jechaliśmy długo, by znaleźć się jak najbliżej Reykjaviku, ale wieczorem znów zrobiło się szalenie zimno. Obudziliśmy się wczesnym rankiem, zwinęliśmy namiot w lekkim deszczu, owinęliśmy buty folią i w prawdziwej ulewie pokonaliśmy ostatnie 40 kilometrów.
Za transport dziękujemy firmie Sterna oraz Laugarvatn Fontana za zaproszenie.
Dni 17-22
(Akureyri ->) Geysir -> gdzieś za Geysirem – 9km (śr. prędkość 13km/h, czas jazdy: 0:40)
gdzieś za Geysirem -> gdzieś – 62km (śr. prędkość 13,5km/h, czas jazdy: 4:34)
gdzieś -> Reykjavik – 40km (śr. prędkość 16km/h, czas jazdy: 2:40)
Akureyri jest drugim po Reykjaviku miastem Islandii, można więc tam znaleźć prawie wszystko – liczne sklepy, restauracje itd. W centrum miasta (trzeba podjechać pod stromą górę) jest camping (prysznice w cenie, miejsce do gotowania bez kuchenek).
W drodze przez interiot jest parę miejsc, w których można się zatrzymać, coś zjeść, ale często trzeba zjechać do nich kilka kilometrów z głównej drogi.
Od wodospadu Gulfoss jest już pełno turystów. Koło Geysira wielki sklep z pamiątkami, jest też pole namiotowe. W Laugarvatn jest supermarket. Dalej, aż do przedmieść Reykjaviku nie ma nic oprócz centrum informacji turystycznej w Þingvellir.
Polecane wpisy