W drodze powrotnej, za namową Stana i Pawła, których spotkaliśmy w Banforze, zatrzymaliśmy się jeszcze raz w Bobo, żeby zobaczyć starą część miasta.Bobo-Dioulasso, pełna nazwa miasta, oznacza “dom Bobo i Dioulla” na cześć pierwszych osadników.
Starówka rozciąga się na stromych zboczach po dwóch stronach rzeki płynącej przez miasto. Zabudowania stanowią tradycyjne budynki, z charakterystycznymi drabinami, wykonane z glinianych cegieł . Jeden z nich dumnie nosi napis “Najstarszy dom w Bobo-Dioulasso, z XI wieku”.
Cała dzielnica poprzecinana jest wąskimi uliczkami przy których znajdują się warsztaty, zakłady, a nawet małe browary, w których wytwarza się piwo z prosa. Gdzieniegdzie można napotkać fetysze, czyli obiekty uważane za święte, które łatwo rozpoznać po ścielących się wszędzie dookoła kurzych piórach.
W rzece przepływającej przez miasto mieszkają święte sumy, których nie można łowić, lecz należy składać im hołd.
Zupełnie przypadkiem trafiliśmy na święto, które, według tego co zrozumieliśmy, było świętem płodności (bo jak zrozumieć inaczej gdy ktoś pokazuje zaokrąglony brzuch i się cieszy?). Kobiety z całego miasta przygotowywały się, ubierały najlepsze stroje, szykowały fryzury, by już gotowe pójść na główny plac miasta. Kolejno, jedna po drugiej, dołączały do grupy tańczącej na środku placu. Tam, przy akompaniamencie zespołu, wszystkie niezamężne kobiety wspólnie tańczyły w rytm wybijanych dźwięków, z każdą minutą wpadając w silniejszy trans.
Polecane wpisy