W Trynidadzie stwierdziliśmy, że mamy dość już Kuby dla turystów. Przeziębieni klimatyzacją w autobusie dla turystów, zmęczeni naganianiem i kilkakrotnie zawyżonymi cenami postanowiliśmy pojechać do Remedios – małego miasteczka w pobliżu północnego wybrzeża, w którym nie ma nic, co może masową turystykę zainteresować. Było to dokładnie to, czego szukaliśmy! Dojechaliśmy tam stopem, obiecując sobie, że już nigdy nie wsiądziemy do kubańskiego, turystycznego autobusu. Autostop wybiera cała masa Kubańczyków, i bardzo niewielu turystów. Autostop na Kubie jest w pełni zorganizowany. To znaczy, przy każdym wyjeździe z miasta, czasem nawet i w centrum, jest specjalny przystanek a na nim państwowy urzędnik czyli Pan Żółty. Pan Żółty zajmuje się zatrzymywaniem przejeżdżających pojazdów i rozsadzaniem chętnych do kolejnych samochodów. Auta, oczywiście oprócz tych turystycznych, powinny na takim punkcie się zatrzymać i jak tylko mają miejsce, zabrać ludzi. Taka przyjemność kosztuje – 1 peso (0,14 zł) dla Pana Żółtego, jeśli jest to małe auto i 10 peso dla kierowcy, podczas gdy jest to guagua (ciężarówkobus)Tak więc w Trynidadzie ruszyliśmy żwawo do Punktu Żółtego i tak rozpoczęliśmy swoją autostopową przygodę. Ostatecznie przejechaliśmy około 220 kilometrów. Jechaliśmy 9 środkami transportu – dwa razy bryczką, trzy razy miejskim autobusem, dwa razy na pace ciężarówki, raz guaguą oraz raz osobówką. Spotkaliśmy ludzi miłych i uczciwych, jak i smętnych naciągaczy. Generalnie jednak nie wzbudzaliśmy wielkiego zdziwienia. Tuż za Trynidadem przestaliśmy być Turystami a zostaliśmy jakby częścią ich świata – „albo studiują na wymianie, albo mają tu rodzinę (czyli tata udał się do Miami)”. Najciekawszą chyba była część autobusem miejskim, około 50 kilometrów po autostradzie… Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w ośrodku rekreacyjno-wypoczynkowym dla kierowców, gdzie w zupełnej ciszy, w cieniu, na bujanych fotelach, kierowcy miejskich autobusów oddawali się relaksowi. Remedios stało się naszym ulubionym miejscem na Kubie. Mają tam niewielką starówkę z kolonialną architekturą, dwa kościoły. Spokój, mili ludzie, pyszne i tanie (dla nas) jedzenie w eleganckiej restauracji. Do morza 7km, które łatwo pokonać… autostopem!
Wesołe miasteczko (autostop na Kubie)
Wesołych Świąt!!!
6 komentarzy
Aż zapiera dech! Tym bardziej, że planowo we wtorek 13-go powinniśmy wylądować w Havanie! ;-)
"Taka przyjemność kosztuje – 1 peso (0,14 zł) dla Pana Żółtego, jeśli jest to małe auto i 10 peso dla kierowcy, podczas gdy jest to guagua (ciężarówkobus)"
Czy moglibyście sprecyzować?
Jest tak: Pan Żółty zatrzymuje wszystkie (oprócz turystycznych) samochody i wsadza do nich czekających według przydzielonych numerków. Jeżeli zatrzyma normalne małe auto, to płaci mu się (Panu Żółtemu) 1 peso i wsiada. Kierowca, właściciel nie dostaje nic.
Z kolei ciężarówka do przewozu ludzi funkcjonuje na zasadzie autobusu i płaci się 10 peso odpowiedniej osobie przy wsiadaniu. Pan Żółty wtedy nie dostaje nic.
Pozdrowienia
Witajcie, prowadzicie bardzo ciekawego bloga.
Znalazłem wiele bardzo przydatnych informacji. Aktualnie przygotowuję się do wyjazdu na Kubę, chciałbym się dowiedzieć jak szukać miejsc z których łapie się stopa? O co powinienem pytać miejscowych? Proszę dajcie też znać co warto zobaczyć na Kubie a co lepiej pominąć. Będziemy dwa tygodnie i chcielibyśmy czas wykożystać optymalnie.
Pozdrawiam
Łukasz
Superowo, i mnóstwo fajnych informacji!
Polecane wpisy