Ach, co to był za cyrk!

14 października 2011

W czasie pobytu w Pisco Sin Fronteras wybraliśmy się do miejscowego cyrku.
Ach, co to był za cyrk! ;) Namiot jak namiot, może trochę stary i zniszczony, ale ok. Ławki gorzej, bo były to zwykłe deski przywiązane sznurkiem do rusztowania. Nikt, oprócz naszego psa z PSF, jednak nie spadł.
Przedstawienie rozpoczęło się z półgodzinnym opóźnieniem wbiegnięciem grubiutkiej pani w stroju kąpielowym. Później pani nałożyła na kark pętlę i na tej pętli wciągnęli ją wysoooko. Tam się wywijała, kręciła i wirowała. Potem byli klauni, którzy mieli bardzo niewybredne żarty na początku, a zakończyli bijąc się na zmianę paskiem po tyłkach. Robili to tak długo, aż nikt nie wiedział o co chodzi…
Po tym hit wieczoru. W rytm melodii z Titanica wszedł pan w obcisłym białym wdzianku i zaczął wywijać na trapezie. Jak się rozbujał, to uderzał o sufit namiotu raz z jednej, raz z drugiej strony, a wywijał tak, że wszyscy się bali, czy się nie zabije. Nie zabił się jednak.
Następnie był magik. Starszy pan, który z jednego plastikowego krzesła brał rekwizyty magiczne, prezentował i odkładał na drugie plastikowe krzesło.
Przerwa. A w przerwie – grubiutka pani biega i sprzedaje jabłka w lukrze, klaun sprzedaje parówki na patyku, drugi klaun słodycze, a trapezowy wafelki. Zabrakło tylko magika! Przerwa trwała oczywiście tak długo jak ludzie chcieli cokolwiek kupować.
Po przerwie był występ komika – Grubego Mikiego. Gruby Miki był gruby, miał z tyłu głowy długie włosy i mały wąsiki. Wyglądał jak kierowca ciężarówki. Komik był jednak z niego niezły, żarty miał zabawne i dużo wymyślał na poczekaniu, o białych odwiedzających cyrk, między innymi.

Brak komentarzy
0

Polecane wpisy

Dodaj komentarz